Usłyszałem huk. Poczułem ból. Zamknąłem na chwilę powieki, ale zaraz je otworzyłem. Nie mogę się poddać! Muszę walczyć! Skoro Lucas i Mary żyją, musi żyć Emm. Muszę jej wszystko wyjaśnić. Muszę jej powiedzieć, że to nie jej wina. Ale żeby to zrobić pewnie będę musiał porozmawiać z Lucas'em i Mary. Cały dom był w płomieniach. Na mnie leżał kawał potężnej ściany. Spojrzałem na rysunek, który ciągle miałem w rękach...
Przycisnąłem go do klatki piersiowej i położyłem się na brzuchu żeby go zakryć. Był dla mnie cenniejszy niż moje życie. Jeżeli go nie zakryję to zniszczy się rysunek, a ja i tak umrę. Musiałem tak zrobić. Czułem, że tak trzeba. Zacisnąłem mocno oczy i czekałem na śmierć. Poczułem mocne pieczenie. Krzyknąłem. Ogień rozprzestrzeniał się po moim ciele, po ubraniach. Krzyczałem z bólu, czekając na ratunek. Ale go nie było. Łzy płynęły po moich policzkach. Tworzyły swojego rodzaju drogę, żeby na koniec trafić do otwartych ust.
Zimno.
Brak czucia.
Mętlik w głowie.
Otworzyłem oczy.
Mrok. Czarny jak polarna zimna.
U m a r ł e m?*
-Wszystkiego Najlepszego Jack - powiedziała.
Łzy spływały jej po policzkach. Stała nad grobem. Moim grobem. Brązowe włosy latały na wietrze, ale ona nie przejmowała się tym.
-Przepraszam to moja wina. Nie powinnam cię wyciągać na te lodowisko.
-Emma nie obwiniaj się. Jest mu lepiej na górze. On cię teraz obserwuje.
-Niedługo koniec, mamo. Niedługo... - szeptała
-Mamo, mogę iść z Emmą na łyżwy? Proszę!
Ona robiła to samo co ja wtedy. Robiła szlaczki kamieniem w podłodze i opiekowała się dzieckiem. Tylko teraz była to Mary. Tak mi się wydaje. I była starsza. Miała może pięć lat.
-Lucas, słonko. Mówię ci, że Emm jest zajęta. Ja też. Nie możecie.
-Mamo proszę! Mary śpi. Nie zrobi ci problemu. Za chwilkę wrócimy. Przecież wiesz, że jeziorko jest niedaleko.
-Ale macie wrócić przed zachodem!
-Dzięki! Kocham cię!
W tym momencie do sypialni wpadł uśmiechnięty Lucas.
-Emm, chodź na łyżwy! - uśmiechnęła się delikatnie
-Czekaj zaniosę Mary mamie.
-Mar'unię!
-Cokolwiek. - mruknęła - Przynajmniej nie będzie ciągle mnie bić i mówić, że ją biję.
-Uważajcie na siebie. -powiedziała na odchodne matka.
Kiedy Emma otworzyła drzwi i zobaczyła śnieg na dworze, stanęła. Patrzyła się szeroko otwartymi oczami na krajobraz. Miała w oczach łzy. Ruszyła przed siebie. Wskoczyła przez płot na pole. Chwyciła sznur. Gruby, długi sznur. Pobiegła do lasu. Po jej policzkach spływały łzy. Zawiesiła sznur na gałęzi przypadkowego drzewa. Na końcu zawiązała pętlę. Wspięła się jakoś na tę gałąź i chwyciła sznur. Wsadziła głowę do miejsca do tego "przeznaczonego" i zrobiła z tego "naszyjnik".
-Przepraszam Lucas... - szepnęła
Dopiero teraz usłyszałem krzyki. Ktoś, a właściwie dwa "ktosie" krzyczały "Gdzie jesteś, Emma?!".
-Przepraszam mamo...- dławiła się łzami
-Przepraszam Jack...- skoczyła.
Zawisła w powietrzu. Nie walczyła.
- EMMA!
Otworzyłem oczy. Było jasno. Dzień. Wszystko wokół było w lodzie. Dalej byłem w tym domku. Spojrzałem na rysunek. Był cały. Lekko oszroniony, ale poza tym nic się nie zmieniło. Wyszedłem z tego domku. Chciałem polecieć do North'a zapytać o co chodzi, ale bez laski nie umiem rozmawiać z wiatrem.
-Nie tylko laska przekazuje twoją moc, Jack. - usłyszałem w myślach znajomy głos.
-Jak to?
-Wszystko co jest związane z tamtym życiem przekazuje twoją moc. Im większe ma to dla ciebie znaczenie tym przekaźnik przesyła to szybciej i z większą siłą. - tego głosu nigdy nie słyszałem. Taki bardziej męski?
-Mogę lecieć do North'a?
-To by było zbyt proste. Nie uważasz? Leć do Elsy.
-Pomożesz mi tam dolecieć?
-Znasz drogę doskonale.
Po kilku sekundach przypomniałem sobie co zobaczyłem w tych "wspomnieniach". Emma... Moja mała Emma popełniła samobójstwo? To wszystko moja wina! Mogłem ją znaleźć! Dlaczego wcześniej nie poprosiłem Wróżkę o moje wspomnienia? Poczułem słony smak w kącikach ust. Przejechałem po cieczy językiem. Łzy. Moje łzy spływające po policzkach. Ale... dlaczego to zrobiła?
-Dlaczego, Emmo? Dlaczego? - wyszeptałem
Otarłem mokre policzki i chwyciłem rysunek. Ten rysunek uratował mi życie. Starałem się wzbić w powietrze i ... udało mi się. To działa.
-Wietrze, do domu Elsy. - powiedziałem cicho.
około 10 minut później
Wylądowałem przed domem. Chwyciłem klamkę i otworzyłem drzwi. Po cichu poszedłem do pokoju. Elsa siedziała na czarnej, skórzanej kanapie. Na tej samej, którą zajmowała wcześniej.
-Jack? Gdzie byłeś przez dwa dni?
-Jak to "dwa dni"?
-Nie było cię dwa dni. Gdzie byłeś i co się z tobą działo?
-Eee... No...
-Gadaj!
-Byłem w chatce! Małej, drewnianej chatce! Paliło się i straciłem przytomność, ale przeżyłem dzięki rysunkowi, który namalowała moja siostra, która prawdopodobnie popełniła samobójstwo! Wystarczy?! - wybuchłem
-Przykro mi - zmieszała się
-Nie musi - szepnąłem
-Jack, naprawdę mi przykro. Nie wiedziałam, bo skąd miałabym to wiedzieć? Mogę ci jakoś pomóc?
Nie odezwałem się. Tępo patrzyłem na (prawdopodobnie) drewniane panele.
-Książki i zeszyty masz w szafce?
Nie poruszyłem ani jedną częścią mojego ciała. Nie drgnąłem. W mojej głowie nie było żadnego ruchu, wszystkie przekaźniki, czy cokolwiek to jest, zatrzymały się, jak ja w tym momencie. Nie zauważyłem kiedy dziewczyna zniknęła. Po nieokreślonej ilości czasu odwróciłem się. Nie zobaczyłem niczego specjalnego. Mój wzrok był tępy. Prawdopodobnie nie poruszałem tęczówkami lub były to minimalne ruchy. Przypomniałem sobie wtedy słowa przeczytane w jednej z ksiąg North'a: "Wszyscy żyją, a ja jedynie istnieję". Szczerze? Nie miałem chęci do życia, ale nie jestem na tyle głupi by skoczyć w ogień. Nie po tym jak właściwie przed chwilą to przeżyłem. W zasadzie nie odczuwałem bólu. Jeżeli było tak, jak mówiła Elsa, to "spałem" dwa dni. Znów się ruszyłem, ale w innym celu. Zacząłem szukać mojego pamiętnika żeby zapisać te wszystkie słowa, które już na pewno są napisane wyżej.
--------------------------------
* Zimno. Brak czucia. Mętlik w głowie. Otworzyłem oczy. Mrok. Czarny jak polarna zimna. U m a r ł e m? Znalazłam to na jakimś zdjęciu i pomyślałam, że będzie to, no.... pasować.
Naprawdę bardzo, bardzo przepraszam, że tak późno dodałam ten rozdział. Starałam się pisać, ale raz nie miałam komputera, innym razem czasu, a przez ostatni tydzień chciałam spędzić czas z siostrą, bo widujemy się naprawdę rzadko, ale i tak poświęciłam się wtedy i napisałam ... trochę. Nawet większość tego rozdziału. Kilka razy była taka sytuacja, że siadałam przed komputerem, miałam ręce na klawiaturze przygotowane do pisania, ale nie mogłam nic wymyślić. Przepraszam!
W tym półroczu mam zamiar też więcej się uczyć, ale mam nadzieję, że jakoś specjalnie tego nie odczujecie.
Btw. Przeczytałam prolog tego opowiadania i co? Normalnie się załamałam. Mój styl pisania wcześniej, a teraz to dwa różne światy, chociaż myślę, że na wattpadzie widać to bardziej. Czytałam fragmenty niektórych rozdziałów. Było tragicznie. Nie wiem jakim cudem mówicie, że Wam to się podoba. Dziewiąty cud świata, czy co?
Jestem Wam naprawdę wdzięczna. Niedługo nabije 5000 wyświetleń. To dla mnie szok. Z moim stylem pisania? Powinno być góra 50.
Nie wiem za co daliście mi nominacje do LA, ale sądzę, że... z litości? Nie sądzę, że kłamiecie, ale naprawdę moim zdaniem po przeczytaniu prologu uciekłabym gdzie pieprz rośnie. Albo cebula. Whatever. Radzę nie pytać.
O karze nie zapomniałam i jeżeli nie będę wstawiała rozdziału więcej jak miesiąc, możecie tam pisać najokrutniejsze kary. Tak tylko mówię.
Przepraszam za naprawdę krótki rozdział :c ZIEMNIOCZKI
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i będziecie patrzeć jak się rozwijam.
Do napisania!~Snowmoon
PS. Pomyślałam, że byłoby łatwiej Wam jakbym wstawiała koniec poprzedniego rozdziału żeby było Wam łatwiej. Mam nadzieję, że jest ;))))